28-05-20
Powiat chojnicki. Przedsiębiorca z Charzyków, pasjonat lotnictwa - ZDJĘCIA
Nie szpieg, a atrakcja turystyczna

Od około miesiąca nad Chojnicami i okolicami, popołudniami, krąży czerwony śmigłowiec. Do tej pory, tego typu maszyny nie były częstym widokiem na niebie nad naszym regionem. W związku z tym powstał szereg teorii, które niniejszym artykułem wyjaśniamy.

Telefony z informacjami, że nisko latający nad posesjami, czerwony helikopter bada sonarami, działki mieszkalne, susze w lesie oraz, że inwigiluje mieszkańców, odebrała m.in. nasza redakcja. Są też mieszkańcy, którzy zwracają uwagę na generowany przez maszynę hałas. Temat został podniesiony również podczas sesji rady Gminy Chojnice (20.05.).

- Dostałem telefon, że ktoś lata nad Charzykowami śmigłowcem. Nad jeziorem Charzykowskim, bardzo fajnie, niech sobie tam lata, ale w obrębie ulic Jarzębinowa, Dębowa, Jaworowa, gdzieś tam znacząco się obniżył, tak jakby badał możliwości lądowania na przyszłym lądowisku – mówił radny Józef Kołak. - Wiemy, że tam zamieszkała osoba innej narodowości, która taki śmigłowiec ma.

- Przed miesiącem się zdziwiliśmy, czy odbywają się jakieś loty sanitarki powietrznej? Potem okazało się, że to loty mieszkańca Charzyków. Mamy obawy, czy mieszkaniec może na swojej posesji takie lądowisko wybudować. Mieszkańcy podnoszą zaniepokojenie - kontynuował. Radny przypomniał, że jeszcze niedawno w miejscowości próbowano rozwiązać problem skuterów wodnych. Z tego tytułu helikopter nazwał „nowym zagrożeniem”.

Hałas może się nieść
Jak dowiadujemy się od pilota tzw. czerwonego helikoptera, maszyna faktycznie ma prawo, i wszelkie pozwolenia, by korzystać z przygotowanego na prywatnej posesji nieewidencjonowanego lądowiska. W większości jest ono otoczone drzewami. - Mamy tam zaprzyjaźnionego znajomego, który ma działkę przy jeziorze Charzykowskim i kilka razy tam lądowaliśmy, podchodząc znad jeziora. Ale wiadomo, podejścia do lądowania mają to do siebie, że trzeba zejść trochę poniżej tej wysokości, na której się lata.

- Robimy to jednak zawsze zgodnie z obowiązujemy przepisami - wyjaśnia pilot i przyznaje, że ma świadomość, że hałas generowany przez śmigłowiec może się nieść, szczególnie kiedy schodzi poniżej poziomu koron drzew i to może mieszkającym w pobliżu przeszkadzać. Między innym to jest powodem, że macierzyste lądowisko śmigłowca znajduje się w pobliżu hotelu w Jerzmionkach (powiat sępoleński), a nie w Gminie Chojnice. - Nie chcemy ludziom zakłócać spokoju, bo to zawsze trochę hałasuje.

Loty prywatne i turystyczne
Maszyna, która wzbudza w mieszkańcach regionu emocje jest częścią hElijet Europe. - Śmigłowiec lata pod niemieckim certyfikatem AOC, czyli przewoźnika lotniczego. Oznacza to, że może wykonywać zwyczajne komercyjne loty i taki będzie jeden z jego celów. Drugi, to oczywiście prywatne loty właściciela, które na razie realizujemy - mówi. Przyznaje też, iż w przyszłości nie wyklucza, że będzie miał sporo pracy, bo już teraz otrzymuje sporo zapytań o np. komercyjne loty weselne, czy po prostu krajoznawcze, widokowe.

Okolice powiatów Sępoleńskiego i Chojnickiego są dla przedsiębiorcy z Charzyków, pasjonata lotnictwa, doskonałą lokalizacją, ponieważ do klientów np. z Gdańska, Bydgoszczy czy Poznania są w stanie dolecieć w zaledwie 30 min. Co z perspektywy osoby chętnej do skorzystania z usługi, jest bardziej uzasadnione ekonomicznie niż zamawiać lot np. z Warszawy. Mieszkaniec Charzyków liczy także na współpracę z gośćmi okolicznych, dużych hoteli. Godzinny przelot to koszt około 4 tys. zł. W tym czasie maszyna jest w stanie pokonać około 200 km.

„Nikogo nie szpiegujemy. Nic nie badamy”
Pilota poprosiliśmy o słowo komentarza do pogłosek jakoby mieliby wraz z właścicielem, podglądać ludzi i skanować teren z wysokości. - Do tego wystarczy dron za parę stów, a nie śmigłowiec za parę milionów. Ten proceder nie byłby uzasadniony ani ekonomicznie, ani w żaden inny sposób. Tym bardziej, że śmigłowcem ciężko się ukryć. Przecież sami ludzie zgłaszają, że go słychać i widać w całej okolicy - śmieje się mężczyzna. Dementuje także donosy jakoby latał nad parkiem narodowym.

- Każda mapa lotnicza ma zaznaczone tereny z granicami, poziomymi i pionowymi, gdzie nie wolno latać, gdzie są strefy czasowo wyłączone, strefy niebezpieczne. Wszystko to jest w mapach. Nawet każdy pilot turystyczny o tym wie, a ja jestem pilotem zawodowym - informuje. -  Reasumując, nad parkami nie latamy, zwierząt nie płoszymy. Minimum wysokości zachowujemy dla miast większych i mniejszych - dodaje.

Lądują tam, gdzie mają pozwolenia
Pilot śmigłowca rozwiewa też obawy mieszkańców Charzyków, którzy obawiają się, że nagle na ich parceli wyląduje śmigłowiec. - Przepisy jasno określają, że przez 14 dni w roku możemy wykonywać lądowania, jeżeli taka zgoda jest, na terenie prywatnym. Jeżeli tylko jest odpowiednia ilość miejsca - wyjaśnia. Obszar do posadzenia maszyny ocenia pilot i nie robi tego latając nad posesjami.

- Wcześniej robię research z Google Maps. Oglądam z góry jakie jest podejście, gdzie są drzewa, jakie są najwyższe przeszkody itd. Średnica wirnika tego śmigłowca to jest zaledwie 10 m. Ogon wystaje jeszcze ze 2 m za nim. Więc teren 20 na 20 metrów nam wystarczy. Naprawdę nie ma się czego bać, nie jesteśmy żadnym zagrożeniem. Taki lot to naprawdę wielka frajda - mówi na koniec pilot tajemniczego, czerwonego helikoptera.

Anna Zajkowska





Materiały umieszczone w portalu Wizjalokalna.pl chronione są prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Korzystanie z materiałów w całości lub fragmentach, dalsze ich rozpowszechnianie bez zgody pisemnej redakcji portalu Wizjalokalna.pl, jest zabronione.